fbpx
melokoncerty facebook

Melokoncerty dla najnajów

Niedawno mieliśmy okazję być na Melokoncercie, organizowanym przez MeloMaluchy MeloBrzuchy w Mary Poppins’ House Saska Kępa. To ciekawa formuła koncertów dla najnajów, prowadzonych w tym samym stylu co gordonki (Co to? Odpowiedź poniżej). Nie był to pierwszy koncert w życiu Heli i nie pierwsze spotkanie z taką formułą zajęć, więc podejrzewaliśmy czego możemy się spodziewać. Córka jak zwykle z ogromnym zaciekawieniem, pozytywnie ale i z lekkim dystansem obserwowała wszystko naokoło, oglądała dzieci, słuchała piosenek, podrygiwała i biła brawo (jedna z ulubionych ostatnio nabytych umiejętności). A my, rodzice? Nie pozostawaliśmy bierni, jako że rola rodzica podczas tych zajęć jest jedną z ważniejszych, o czym dowiecie się w dalszej części. Ale od początku:

Czym są popularne gordonki?

Zacznę od krótkiego wyjaśnienia, czym są coraz popularniejsze zajęcia, prowadzone metodą Edwina Gordona, jazzowego muzyka i pedagoga. Posłużę się cytatem Basi Jagodzińskiej-Habisiak, muzyczki i pedagożki, współtwórczyni Melokoncertów:
„ (…) Jeśli potraktuje się >język muzyczny< tak samo, jak język ojczysty (lub inny, którego chcemy nauczyć dziecko), to oczywiste jest, że żeby nauczyć je mówić, to najłatwiej będzie nam mówić do dziecka w danym języku. Ale, nie należy mieszać języków, pamiętajcie! (…) Zatem na zajęciach z dziećmi, Gordon postanowił komunikować się wyłącznie językiem szerokopojętej muzyki, a zatem śpiewał, rytmizował, przygrywał, nucił, wybijał rytm by potem przejść płynnie stopień wyżej, do improwizacji muzycznej, namawiając tym samym dzieci, by również spróbowały swoich sił (…)”.1

Gordonki Trele Morele

Gordonki w kawiarni Trele Morele

Wciąż brzmi enigmatycznie? 😉 A zatem spieszę z pomocą i wyjaśniam czym te gordonki są. Zajęcia, najprościej rzecz ujmując, są wyśpiewywane, wszystko – przywitanie z uczestnikami, wprowadzanie nowych elementów,  zadań do wykonania – jest przekazywane za pomocą śpiewu, rytmu, muzyki. Prowadzące śpiewają, kołyszą się w rytm i zapraszają do tego samego, natomiast to dziecko samo decyduje kiedy chce dołączyć do wykonywanych ruchów, improwizacji muzycznych, piosenek, czasem wyłącznie obserwuje. Maluch nie musi siedzieć, może dreptać po sali, może tańczyć, siedzieć, leżeć. Nie ma żadnego rygoru, przestrzeni podzielonej na scenę-widownię. A co z rodzicami? My jako towarzysze przygody również powinniśmy się zaangażować – na gordonkach aktywność rodzica jest niezwykle ważna – jako przewodnika, współprzeżywającego ale przede wszystkim ze względu na znajomy głos, który uczestniczy w zajęciach, śpiewa/nuci/wykonuje ruchy wraz z prowadzącym i dzięki temu jest niejako łącznikiem między światem obcym a już oswojonym. Dziecko w każdej chwili powinno mieć możliwość wycofać się w ramiona rodzica.

MELOkoncerty a ZWYKŁE koncerty

Już wiemy czym są gordonki, coraz częściej dostępne w dziecięcych kawiarniach, klubikach i domach kultury z ofertą dla malutkich dzieci. O te zajęcia nietrudno, myślę, że w każdej dzielnicy Warszawy (niestety, tu muszę zawęzić swoją wypowiedź do obszaru Warszawy i okolic, ale podejrzewam, że w każdym większym mieście również dostępna jest oferta zajęć gordonowskich) znajdziemy przynajmniej jedno miejsce oferujące takie spotkania.
W całej tej ofercie, Melokoncerty wybijają się dość mocno na plan pierwszy, jako pewna nowość (no, już nie taka nowość, dostępne są na kulturalnej mapie Warszawy od dobrych paru miesięcy!). Zaciekawiona formułą koncertu, wybrałam się całą rodziną do Mary Poppins’ House Saska Kępa, by zobaczyć o co z tymi spotkaniami chodzi.

Brak sceny

Niby koncert, a jednak przestrzeń bardzo intymna, nieskrępowana i wspólnotowa. Prowadzące wchodzą w tłum, lawirują między dziećmi a rodzicami, namawiają do interakcji, witając się po kolei ze wszystkimi. Niestety – biję się w pierś – weszłam spóźniona kilka minut i nie widziałam początku, ale z rozmowy wiem, że artystki zaczynają od kilku słów wyjaśnienia na czym polega forma Melospotkań, namawiają do aktywnego współuczestnictwa, ale nie przedstawiają szczegółów programu – mamy za nimi podążać. Nikt nie bije braw na początek (choć bić brawo lubimy :D),  wszystko oparte jest na zasadzie aktywnego współuczestnictwa i dopełniania koncertu swoją aktywnością.

Prowadzące

Jak to na koncertach bywa, ludzi jest więcej niż na zajęciach. Na Melokoncertach nie ma widowni znowu aż tak dużej, mimo to są dwie prowadzące, co zdecydowanie ułatwia komunikację z uczestnikiem. Dziewczyny (wspomnę z nazwiska: Basia Jagodzińska-Habisiak oraz Anna Natalicz) stanowiły zgrany duet, wspólnie przebijały się przez gąszcz siedzących lub raczkujących widzów, jedna podążała za drugą (lub odwrotnie, nie wiem :D), obie doskonale wiedziały co robią, nie było żadnych niedomówień, zgrzytów, każde działanie następowało płynnie po sobie.

zuzannaspecjal

Melokoncert foto: www.zuzannaspecjal.com

Instrumenty

Co ciekawe, posługiwanie się instrumentami, grzechotkami, bębenkami, nie stanowi elementu charakterystycznego dla zajęć gordonowskich.  A jednak autorki koncertu świadomie wychodzą poza ramy wyznaczone przez Gordona i w finale koncertu zostajemy zaproszeni do współtworzenia utworów. Gdy prowadzące siadają do pianina i skrzypiec, my dostajemy do ręki drobne perkusjonalia, dzięki czemu dzieci mogą swobodnie improwizować z grającymi akcesoriami, przeistaczając się w małych artystów 🙂

Widz czy uczestnik

Odbiorcy zwykłych koncertów to zazwyczaj widzowie/słuchacze, bierni uczestnicy. W przypadku Melokoncertu, trzeba pamiętać, że opiera się on na podobnych zasadach co gordonki, a zatem obierana jest forma włączania uczestników w akcję, współpracy z widzem. Dziewczyny robią wszystko, by zbliżyć się do widza i utrzymać bliższą relację, opartą na wspólnej wymianie energii. Mimo relacji bliższej określeniem “uczestnik” niż “widz”, to jednak ludzi było więcej niż na zwykłych zajęciach muzycznych, przez co Hela na początku zdawała się być nieco onieśmielona, ale żywo wszystkim zainteresowana – był to po prostu inny rodzaj skupienia, zaangażowania w spotkanie. Na pewno Melokoncerty dają mocniejszą energię niż zwykłe zajęcia gordonkowe – można powiedzieć, że w grupie siła, energia tłumu się udziela!

Po co nam taka aktywność?

Tak rzadko mamy do czynienia z muzyką na żywo – a dzieciom bardzo taka forma słuchania dźwięków jest potrzebna i jest zdecydowanie najlepsza dla uszu, dla rozwoju zmysłów. Wiadomo nie od dziś, że muzyka z odtwarzacza czy z telewizora nigdy nie zastąpi tej granej na żywo. Dodajmy do tego najukochańszy głos taty lub mamy (ewentualnie dziadków, lub innego bliskiego opiekuna), który śpiewa w rytm muzyki granej na żywo, kołysze się, przygrywa na instrumencie – w ten sposób mamy dla najmłodszego ucha koncert idealny 😉

Pamiętajmy jednak, że nasze oczekiwania względem zajęć i wyjść kulturalnych powinny być zrewidowane, powinniśmy odpuścić potrzebę posiadania dowodu na to, że dziecko coś wyniosło z zajęć, że nabyło jakąś umiejętność. Nie tędy droga. Dla najnajów takie spotkania są niemałą atrakcją, wiążą się z rozwojem na wielu polach, czasami z rozwojem słuchu, czasami z rozwijaniem umiejętności społecznych, ale na efekty możemy poczekać jakiś czas. Pamiętajmy również, że jeśli ma to służyć rozwojowi, to takie maluszki jak nasze dzieci – najlepiej chłoną nowo poznane umiejętności, gdy są wypoczęte, zrelaksowane, najedzone i nie wypychane na siłę 😉 A zatem, jeśli macie ochotę razem z dzieckiem atrakcyjnie spędzić czas, to wpadajcie na Melokoncert, pamiętając przy tym, że jest to swobodna, nienachalna przygoda z nauką języka muzyki.

 

  1. http://wawakids.pl/uncategorized/okiem-eksperta-melomaluchy-melobrzuchy-czyli-rozwoj-muzyke/