fbpx

Zajęcia sensoryczne

Ach, uwielbiamy się brudzić, przesypywać, maziać, rozcierać! Zajęcia sensoryczne właśnie temu służą, by naturalna zdolność testowania, jaką mają w sobie małe dzieci, nie poszła na marne. Co więcej, styczność malucha z różnymi fakturami, stanami skupienia, smakami, kolorami, pomoże prawidłowemu rozwojowi integracji sensorycznej (SI – Sensory Integration),  o której coraz częściej słyszymy w kontekście zaburzeń dziecięcych.  Ale dziś nie o zaburzeniach. Dziś przede wszystkim o zabawie!

Zajęcia sensoryczne poza domem

Helka ma w tej chwili nieco równo rok. Już chodzi. Ba! Lata jak mały wariat, nic nie jest w stanie jej zatrzymać, nawet ściana (i to wielokrotnie, choć już coraz rzadziej!). Niestety, okres ciepłych dni minął, lato dawno się skończyło i nie jesteśmy w stanie rozładować jej rozbieganej energii na dworze, np. na placu zabaw. Trochę żałuję, że Hela okres nauki chodzenia przeżywa na jesieni. Jest zimno, jest mokro a w zimowych butach i grubej kurtce nie ma takiej swobody ruchu, świadomości stawiania stóp po ziemi.

Dlatego objawieniem okazały się zajęcia sensoryczne, które uwielbiam określać mianem domowego placu zabaw. Wiaderko i grabki w dłoń i do piaskownicy! Ale jakiej? A no takiej z mąki, kaszy i cukru 🙂 Materią służącą do zabawy jest wszystko co możesz znaleźć w swojej kuchni. Zdarzają się więc i galaretki i barwniki spożywcze i wszelkiego rodzaju produkty sypkie. Najlepiej o jak najróżniejszej fakturze, gramaturze, o różnym kolorze, zapachu, dźwięku i… smaku… Piszę to z krzywym uśmiechem, ponieważ wciąż wspominam nasze ostatnie zajęcia, podczas których Helka odkryła, że cukier nie tylko fajnie się przesypuje i lepi do rączek, ale również wspaniale smakuje 😉 Nie muszę rozwijać historii o biednym, głodnym dziecku, jedzącym garściami cukier z tacki! Na tym właściwie nasza zabawa na zajęciach się skoczyła – choć pewnie córka jedząc cukier świetnie się bawiła. Ja, trochę mniej 😉 Choć zdecydowanie była to dla nas obu ciekawa lekcja życia.

Idąc na takie zajęcia, często oddajemy dzieci w ręce osób, które znają się na rzeczy, wiedzą co nieco o integracji sensorycznej. Nie zdziwcie się, jeśli zajęcia nie będą polegały na masie atrakcji, szeregu zadań do wykonania. Zabawa sensoryczna polega na spokojnym, niewymuszonym eksplorowaniu przestrzeni,  samodzielnemu doświadczaniu różnych faktur, przesypywaniu, przyklejaniu, dotykaniu, oglądaniu… Po prostu zabawa służąca integrowaniu wszystkich zmysłów. To naprawdę ma sens! My z Helką bawiłyśmy się na zajęciach w pracowni edukacyjno-kulturalnej Mary Poppins’ House Saska Kępa.

Domowy plac zabaw

Mieszkając w dużym mieście, mamy do wyboru szereg miejsc z zajęciami sensorycznymi. Organizują je kawiarnie, kluby malucha, przedszkola i domy kultury. No dobrze ale co zrobić, gdy nie jesteśmy z miasta i nie mamy dostępu do takiej oferty? Robicie suchy plac zabaw u siebie w domu! Nie będę was czarowała – jest po tym trochę sprzątania więc zanim urządzicie w kuchni/salonie wielkie pole bitwy, lepiej się do niego przygotujcie. Potrzeba:

  • dużego kawałka folii malarskiej, i to tej grubszej, coby dziecko z łatwością jej nie zniszczyło;
  • plastikowych misek i kubeczków;
  • jakichś narzędzi – od zwykłej łyżki, przez grabki aż po młotek do ubijania mięsa (ale najpierw zastanów się na co sobie możesz pozwolić!) 😉
  • miskę z wodą i gąbką lub tonę nawilżanych chusteczek do ewentualnej szybkiej akcji mycia kanapy lub drogiej klepki podłogowej;
  • wszelkiego rodzaju produktów sypkich. Przykładowy zestaw to 1. groch, 2. fasola, 3. ryż ekspandowany, 4. płatki kukurydziane, 5. galaretka i 6. piasek sensoryczny zrobiony z mąki i oleju.

Ja taką piaskownicę zrobiłam tylko z piaskiem sensorycznym i ryżem. Stwierdziłam, że to wystarczająca zabawa dla mojego roczniaka. Nie musimy od razu wysypywać całej kuchni na podłogę 😉

Do roboty! O przepraszam… Do zabawy!

Dodaj komentarz